poniedziałek, 1 sierpnia 2016


Wybieram się w podróż.
I daleką i bliską zarazem.
Pełną magii i w magię pustą. Niezwyczajną w swojej zwyczajności. Jedyną słuszną. 
Udaję się tam, gdzie zawsze jest spokój. Tam, gdzie wszystko pachnie subtelną radością. Tam, gdzie jest wdzięczność za wszystko co jest i jakie jest. Tam, gdzie jest akceptacja wszystkiego, co jest. Tam, gdzie bezwarunkowe umiłowanie siebie i innych to podstawa. Tam, gdzie kwitnie i wciąż, wciąż na nowo zakwita inspiracja. Tam, gdzie każdy wznosi się na skrzydłach kreacji, która niesie, i niesie, i niesie do dotąd nieodkrytego, a jednak doskonale znanego....
Wybieram się więc w podróż. Już nie zwlekam. Nie opóźniam. Nie unikam nieuniknionego. Lecę.
Bez wielkich przygotowań. Bez dokładnych planów. Z walizkami teorii, do tej pory nienaruszonej. Już nie poleży niezdarnie na półce. Nareszcie w użyciu. 
Może zdam relację. A może nawet o niej nie wspomnę. To w końcu moja podróż. Po co innym zawracać głowę, skoro mają swoją..... No ale może? Jak zechcę?
Nadeszła ta chwila. Chwila praktyki. Już brak miejsca na teorię. Teraz doświadczanie wiedzie prym. Kolejny krok. Następny etap. Tak znienacka, niepostrzeżenie wlazł i zostaje. I dobrze. Cudownie.
Po długim czasie samobycia. Po pięknym czasie samobycia. Teraz czas na wielobycie. Czuję gotowość. Stawiam się. Nareszcie. To ten moment. Niech trwa. Jedyny właściwy. Jak cała reszta wokół. 
Adieu! Do widzenia! Goodbye! Auf Wiedersehen! Arrivederci! Hasta la vista! Adeus!

Do spotkania już w zupełnie innej przestrzeni.
Z miłością.