poniedziałek, 27 lipca 2015


Dziś przypływa do mnie wszystko naraz. I wdzięczność. I miłość. I cisza. Ale to nie koniec. Bo pomiędzy, a zawsze jest POMIĘDZY, tam jest pełnia. Tak myślę. Tam jest głębia. Tak czuję. Tam jest otchłań. Tak to widzę. I tam właśnie jest nicość. Czyli wszystko.
Ponieważ ja to wszystko. My to wszystko. W ciszy tak do mnie przychodzi. Jeden wielki misz masz. Czyli życie właśnie. Tam, a może tu jest wszystko. Tak samo ważne, lub tak samo nieważne. I deszcz. I wiatr. I susza, I wielkość. I małość. Szum i bezszum zarazem. Raz klarowność, raz niejasność. Raz pełnia radości, raz pełnia tragedii, a innym razem pełnia księżyca. I nów. I wschód słońca, i zachód też być musi przecież. I zaćmienie, a jakże....
I my w tym wszystkim. A raczej to w nas. Przez nas. W ciągłej zmienności. Nieważne, że nie chcemy. Nieważne, że pragniemy, by wciąż było takie samo. Było. Jest. I zaraz będzie. Inne. W istocie nieistotne jakie. Zwyczajnie jest. Bo wciąż płynie. Czy słońce świeci, czy nie. Płynie. Czy głowa boli czy nie. Płynie. Czy płaczę z radości czy ze złości. Płynie. Czy chcę, by płynęło czy nie. Płynie. Czy śpię, czy jestem przebudzona. Płynie. Czy jestem świadoma, czy nie. Płynie. Życie płynie. Bezurlopowo. Bezpauzowo. Bezwarunkowo. 24godzinowo. 
Uczę się pozwalać sobie płynąć z nim. Nie stawiając oporu. Bez przerwy. W ciszy i hałasie. W słońcu i w granacie nocy. W moim smutku i w mojej miłości. We wszystkim i niczym zarazem. Misz masz. Niezwykłe a zwykłe jednocześnie. Czyż nie? 
 Życie... To jest życie....
Do spotkania w kolejnej przestrzeni.
Ścisk.