czwartek, 7 września 2017


Usłyszałam ostatnio: Being not doing   i bez cienia wątpliwości, acz zdarza się to rzadko, poczułam w tym zdaniu prawdę prawd. Najprawdziwszą. Taką, co wzrusza do łez, gdy się ją poczuje. Bądź a nie rób - no tak, proste...
- Bzdura jakaś, bo cóż to znaczy? - zapytał ten, co zawsze!!! ma wątpliwości - pan Umysł.  - Nic nie robić??? To po co żyć?! - dodał już mocno poirytowany. 
- By być... - odpowiedziała moja najcichsza Ja, spokojnie, pięknie, jak zawsze.
Być. Być prawdziwą. Szczęśliwą. Zdrową. Być obserwatorem każdego momentu. Być odczuciem każdej nanosekundy. Być w swojej ciszy, nawet gdy hałas wokół. Być obecną w byciu mamą, siostrą, córką, szefową, właścicielką, krawcową, prawniczką... Być w prasowaniu koszul i robieniu kanapek - tak naprawdę być. W pocałunku, medytacji, i w chrupaniu marchewki... Być świadomą.  Być całą sobą w jodze, zumbie, czy jeździe na rowerze. Być. Być na maxa. Być całą na wakacjach i w plewieniu ogródka. Być w rozmowie. Całą sobą. I w przytuleniu drzew, bliskich, siebie... Być sobą. Być obecną. Być w każdej zaistniałej chwili. Być tą chwilą. Bo jak się jest, to znika robienie. Nie wiem jak to działa, ale tak się właśnie dzieje... 
Bądź wszystkim a nie rób wszystko. Being not doing... Bądź sam dla siebie testem z bycia...
I bądź szczęśliwy.

Do spotkania w kolejnej przestrzeni.
Z miłością...