środa, 7 października 2015


Dziś z innej beczki.
"Podróże kształcą" .
Czyżby? A może i kształcą, ale nie wszystkich?
Może. Może. Może....
Tak, jestem świeżo po podróży. I wciąż pojawia się jak widmo przed oczami  to popularne powiedzenie w formie odwróconej, czyli pytania: Czy podróże kształcą? W jakim wymiarze i kogo?
Kilka sytuacji z ostatniej podróży popycha wciąż moje myśli w tę stronę. 
Jedna z nich. 
Samolot. Lot czarterowy.  Niedługi, 2h20 (króciutki więc), dzień.
Komunikat: Zapiąć pasy bo start. Ha, nie dla wszystkich widocznie, bo dalej otwierają luki bagażowe i grzebią w tych swoich ogromnych torbach, pewnie po asortyment pierwszej potrzeby ;)
Koniec komunikatu. Zaczyna się rozkładanie foteli do pozycji leżącej. Przecież to taaaaki długi lot. A przestrzeń w samolocie, jaka jest, każdy wie, a jak nie wie, to tyci tyci, maciupeńka.  Oczywiście bez jakiejkolwiek informacji do pasażera z tyłu - po co, a niech mu się ta herbata rozleje, a co. )
Nie da się pospać, to trzeba się doenergetyzować. Czym? Tymi wszystkimi napojami, co "dodają skrzydeł", a przy okazji śmierdzą niemiłosiernie. Ale cóż zrobić? Uciec się nie da.
Może więc poczytać, bądź przymknąć oczy, by przenieść się z powrotem na nagrzany słońcem piasek, na niemal pustą plażę, gdzie przestrzeń, zapach bryzy i cisza. No właśnie, której tu, w samolocie, brak, bo.... Bo z wakacji wracają również dzieci w wieku szkolnym i maja do nadrobienia lekcje. I zaczyna się. Zadaj pytanie do : Idzie lisek szeroką drogą. Ile liści jest na drzewie, skoro jesień i połowa spadła? Jakie słowa zaczynają się na p... a jakie kończą na log.... Która godzina? .. Jakiego koloru jest marchewka a jakiego pietruszka? Czym się różni gołąb od wróbelka? Itp. Itd. Itd. Itp. Całe 2h20 z elementarzem. Żeby jeszcze jakoś dyskretnie. Nie, nie, nic z tych rzeczy. Pół samolotu też musiało wrócić do podstawówki. To było ewidentnie słyszalne w tych niemal krzyczących, sfrustrowanych, rozzłoszczonych na swoje  "niekumate" (cytat) pociechy głosach mam. Odlot. Dosłownie i w przenośni. 
A przecież to podróżnicy. Globtroterzy niemal. Gdzie już nie byli. Czegóż nie widzieli. To tu to pikuś, bo tam to dopiero było  (słyszałam, choć nie chciałam, bo po co mi to wiedzieć, ale nie da się nie słyszeć, jak ktoś się po prostu drze).
W moim odczucie, ale może to ja jestem nadwrażliwa (a może upierdliwa) pozbawiona zostałam prawa do swojej przestrzeni 1. lokalnej, 2. zapachowej, 3. ciszy.
Przecież tak naprawdę wystarczy obserwować. Być uważnym. Tam, gdzie trzeba subordynowanym. Czujnym. W tu i teraz. Świadomym. No właśnie.  Chyba jednak nie z innej beczki ;)
Ale poza tym, było pięknie. Bo wiem, że mnie podróże kształcą, ale co ważniejsze inspirują, poszerzają pole percepcji, czynią refleksyjną, tolerancyjną, otwartą na świat wokół. Na świat tak różnorodny, a przez to tak ciekawy. Wszędzie. Kawałek od domu też.

Do spotkania w kolejnej przestrzeni.
Ścisk.