środa, 23 grudnia 2015



Czas zimowy. Czas zrzucania liści. A może czas marazmu? Czas nic-nie-dziania-się? Stagnacji? Braku sił? Braku energii? Niemocy? Nie-ochoty? Nie -słońca? Tyle NIE .....
A może czas przedpłodny? Bo przecież z tych liści się zadziewa nawóz. A jak się porządnie podzieje, to dopiero na wiosnę się zadzieje. Zaszaleje. Zazieleni. Rozbłyśnie. Rozkwitnie. 
Ale wcześniej musi się nawieźć. Nie ma wyjścia. I koniec. 
Czyli czas wielkiego nawożenia, który zabiera a nie dodaje energii, najlepiej spędzić w spokoju, ciszy, harmonii. Na ile się da. Na ile można. 
Więc (!) łapać słońce, gdy tylko ukaże swe jakże ulotne obecnie oblicze. Oszczędzać zgromadzoną latem energię. Nie trwonić na byle co. Rozsądnie rozdawać. 
A umilić sobie czasem te ciemne, zimne dni. A jak? - A jak kto chce, jak umie. Może pachnącą herbatą. Ciepłym, choćby sztucznym światłem. Filmem, pełnym letnich krajobrazów. Książką, co na pstryknięcie palców przeniesie na piaszczyste plaże, pod drzewko piniowe lub słońce Toskanii. A może poprzytulać drzewa. One nawet jak śpią, doPOWERyzowują.... 
I przetrwać. 
By na rezerwach doczekać wiosny. I znów ładować wszelkie źródła energii. Nawet na zapas. Na kolejny czas zrzucania liści. 

Do spotkania w kolejnej przestrzeni. 
Ścisk .