Nie zawsze jest wesoło. Nie zawsze jest radośnie. Nie zawsze uśmiech rządzi na twarzy. Nie zawsze... Ale czy musi? Czy to konieczne? Czy to oblig? A może wcale nie jest dobry taki-dobry-constans-nastrój? A może właśnie ten obniżony emocjonalnie stan jest równie wartościowy, ba, wartościowszy, choć inaczej?
Więc (!) dlaczego go ukrywać przed światem, innymi, sobą? Po co analizować skąd to, dlaczego i z jakiego powodu? Po co wyrzucać sobie, że się w nim jest, a nie powinno? A niechże on sobie będzie czasem. A my w nim. Byleby nie za głęboko. Byleby nie za długo. Byleby nie za mocno się go trzymać. Poobserwować. Toż to też nasza natura. I może dać sobie wówczas więcej zrozumienia niż zazwyczaj, więcej utulenia niż na co dzień, więcej ciszy i uwagi samemu sobie...
Bez walki i wyrzutów sumienia... W akceptacji, że jest teraz tak, jak jest i też jest dobrze... Wtulić się w swoją ciszę.. Z herbatą, na przykład.. I pobyć sobie w tym INNYM nastroju.
W końcu jesteśmy i tacy i tacy.
W końcu jesteśmy bez końca...
Radośni i bezradośni też.
Ps. A może przez tę ciszę bezradosną, cichszą zdecydowanie niż tę radosną przesmyknie się głos duszy? .....
Do spotkania w kolejnej przestrzeni.
Z miłością.